Polowanie wigilijne
Wpatrując się w strugi deszczu spływające po szybie ciężko poczuć ducha świąt. Choć choinka już czeka na ubranie a karp stygnie na tarasie jakoś tak czegoś brakuje. Ten rok był specyficzny i chyba długo go zapamiętamy. Koronawirus, walka z ASF, strach i niewiedza co będzie jutro.
Zakaz zgromadzeń skutecznie ograniczył nam możliwość organizacji polowań zbiorowych. A przecież nie tylko o polowanie, wykonanie planu czy strzelanie tu chodzi. Jest w sezonie zbiorówek takie jedno polowanie na które czekamy z utęsknieniem...mianowicie Polowanie Wigilijne.
Czy aby na pewno wigilijne?
Przypatrzmy się dacie Bożego Narodzenia: środek ostatniej dekady grudnia. Na ten czas przypada astronomiczne przesilenie zimowe. Dni przestają się kurczyć, noce przestają wydłużać. Za chwilę dni będą coraz dłuższe. W większości kultur pierwotnych Słońce odgrywało rolę siły nadprzyrodzonej, dawcy światła i życia. Astronomiczne zwycięstwo Słońca było czasem święta w wierzeniach wielu ludów zamieszkujących Europę. Kult przesilenia zimowego był tak silny, że Kościół Chrześcijański – nie mogąc go zwalczyć – dostosował swój kalendarz do już honorowanych dat. Historycy nie podważają autentyczności postaci Jezusa, ale nie są zgodni co do daty Jego narodzin. Różnice sięgają kilku lat. A tu, nagle, precyzyjna, dzienna data?
Sumując – 24. grudnia to prastare radosne święto pogańskie, przeniesione z całą mocą tej daty do tradycji chrześcijańskiej. Podobnie z resztą rzecz się ma z przesileniem letnim, znanym dziś jako Noc św. Jana. Noc Świętojańska to przecież pradawne, pogańskie święto Sobótki. Obrzędy palenia ognisk nad brzegami wód, puszczania wianków, czy poszukiwania kwiatu paproci to pozostałość pogańskiego rodowodu tego, jakże ważnego w kalendarzu chrześcijańskim, święta.
A jednak wigilijne!
O randze polowania wigilijnego w naszej współczesnej obyczajowości decydował nie tylko świąteczny wymiar dnia, ale również licząca tysiące lat, starsza od Chrześcijaństwa, tradycja łowiecka. Nasi przodkowie właśnie w tym dniu rozpoczynali – używając dzisiejszej nomenklatury – sezon polowań na grubego zwierza. Było to, jak można domniemywać, uwarunkowane zamarznięciem rozlewisk i bagien, umożliwiającym dotarcie do niedostępnych wcześniej ostoi zwierzyny. Ważny był także śnieg - biała stopa, umożliwiający tropienie zwierza. Nie bez znaczenia była duża ilość tłuszczu, dobra kondycja zwierzyny, doskonale przygotowanej do ciężkiej zimy, a jeszcze tą zimą nie wycieńczonej. Te dwa aspekty – mistyczny wymiar świątecznego dnia i praktyka polowania – sprawiły, że w kalendarzu pradawnych łowców, tysiące lat temu, pojawił się przypadający na ten konkretny dzień obyczaj uroczystego polowania. W jakimś stopniu potwierdzeniem takiego rodowodu polowania wigilijnego jest obecność Turonia w Bożonarodzeniowej szopce. Turoń to tur. Dawny puszczański zwierz. Najcenniejsza, wymarzona zdobycz naszych myśliwskich przodków. Przedchrześcijański obyczaj polowania właśnie w tym dniu był tak silny, że wraz z całym zapożyczonym świętem przeniknął do rekwizytów tradycji Bożego Narodzenia.
Jak to wygląda?
Jeszcze przed drugą wojną światową polowanie wigilijne organizowano wyłącznie w wigilię Bożego Narodzenia. Dziś obyczaj ten nieco się zmodyfikował. Są koła łowieckie, które nadal „wigilijne” urządzają 24. grudnia, ale większość przekłada polowanie na dzień wolny od pracy, poprzedzający Święta. Decyduje o tym najczęściej opór domowników, którzy nie wyobrażają sobie, by myśliwy miał się spóźnić na najważniejszą w roku kolację. Polowanie ma charakter bardzo uroczysty, ale są to łowy niemal rodzinne. Jeśli goście, to tylko najmocniej zaprzyjaźnieni. Atmosfera polowania przepełniona klimatem świąt, niemal intymna. Święto ma również zwierzyna. W dobrym tonie leży, by w większości uchodziła nie strzelana. Łowy nie trwają długo. Zwykle kilka symbolicznych pędzeń. Tuż po południu w kniei strzela jedynie myśliwskie ognisko. Łowcy i naganiacze zbierają się wokół ognia, dzielą się opłatkiem, spożywają uroczysty obiad...
A co po polowaniu?
Miłym aspektem, choć już coraz bardziej zapomnianym, jest udanie się w dzień wigilii Bożego Narodzenia do paśnika. I nie po to, by skubnąć trochę sianka pod obrus ale by i ze zwierzyną podzielić się opłatkiem. A może i jej należy się jakiś prezent w postaci buraków czy kukurydzy?
Darz Bór!
Napisane przez Łukasz Pawłowski w dniu 22 Grudnia 2020, 12:00